Stres i serce

W chwili obecnej znamy już określone grupy czynników, zwanych czynnikami ryzyka, które powodują rozwój  choroby niedokrwiennej i zawał serca. Na niektóre z nich nie mamy żadnego wpływu, bo przecież nie od nas zależy jakiej jesteśmy płci, ile mamy lat,  jakim garniturem genetycznym obdarzyli nas rodzice. Jest jednak grupa czynników, na które mamy znaczny wpływ i w zasadzie to od nas zależy,  czy rozwiną się one w chorobę  niedokrwienną.
Zmodyfikować możemy cechy tzw. stylu życia, a mianowicie: palenie tytoniu, dietę, aktywność fizyczną,  sposób radzenia sobie ze stresem.

Zgodnie z obliczeniami lekarzy,  organizm ludzki został zaprogramowany na przeżycie 120 lat. Czasem nie dożywamy nawet połowy tych lat i w znacznej mierze jesteśmy za to odpowiedzialni sami. Palimy i to często bardzo duże ilości papierosów, spożywamy obfite  posiłki bogate w kalorie, tłuszcze zwierzęce i cholesterol,  nierzadko z dużą ilością alkoholu. Przez większość dnia siedzimy, reagujemy emocjonalnie na wszystkie problemy codziennego życia bez ich różnicowania. Zachowujemy się wręcz jak samobójcy. Systematycznie, powoli, wręcz z premedytacją niszczymy swoje zdrowie, swoje serce, które mogłoby służyć nam znacznie dłużej.

Czy naprawdę jesteśmy aż tak bezsilni? Czy nie mamy  żadnego wpływu na nasz styl życia? Czy nie możemy sobie pomóc?

Zmiana stylu życia zależy od  naszej decyzji, motywacji do zmiany, wytrwałości we własnych  postanowieniach. Możemy postanowić, że rzucamy palenie... i palić nadal ze zdwojonym  zapałem. Możemy postanowić, że będziemy się prawidłowo odżywiać, więcej ruszać, korzystać z wolnych chwil. Podejmujemy wiele chlubnych postanowień od dzisiaj, od jutra... i na nich  kończymy.

Zacznijmy jednak prawdziwą walkę o swoje serce!

Wiadomo wiele na temat palenia papierosów, niewłaściwego odżywiania się, małej aktywności fizycznej i ich wpływu na nasze serce. Pragnę do tych informacji dodać trochę na temat stresu i zachowania w codziennych sytuacjach, które uważa się za czynniki ryzyka choroby wieńcowej i zawału serca.

Żyjemy w pośpiechu, stałym poczuciu braku czasu, ulegamy ciągle presji czasu. Wzrosło tempo życia, gubimy się w nadmiarze obowiązków. Brak nam czasu na chwilę wytchnienia,  a gdy ją mamy, nie potrafimy właściwie jej wykorzystać. Mówimy, że jesteśmy nerwowi, że to wszystko przez stres. Zaczynamy wyolbrzymiać jego rolę w naszym życiu, przypisujemy mu winę za wszystko zło, które spotkało i spotyka nas,  w tym również za chorobę wieńcową i zawał serca.

Tymczasem stres jest nieodłącznym elementem naszego życia. Hans Selye, twórca teorii stresu, uważał, że „stres jest solą życia” i bez niego nie można żyć. Stres bowiem mobilizuje nasz organizm do wzmożonej aktywności nastawionej na poradzenie sobie  w różnych sytuacjach życiowych, w tym  także w sytuacjach trudnych. Stres stymuluje wszelkie nasze działania,  naszą aktywność zawodową i twórczą. Pomaga również wywiązać się z zadań, które mamy do wykonania, dając nam radość i zadowolenie. Pozwala przystosować się do nowej, nieznanej sytuacji. Jest czynnikiem sprzyjającym człowiekowi. Mówimy  o „dobrym stresie” zwanym eustresem.

Bywa jednak, że sytuacje wymagające bardzo dużej mobilizacji organizmu powtarzają się często i długo trwają, a wtedy człowiek przestaje sobie z nimi radzić. Dochodzi do niekorzystnych zmian w funkcjonowaniu naszych narządów wewnętrznych, a w rezultacie do zmian w samych narządach  i związanych z nimi chorób, w tym choroby wieńcowej i zawału serca.  Właśnie w tym wypadku stres staje się dysstresem, czynnikiem szkodliwym dla człowieka.
       
Każdy człowiek posiada indywidualną podatność na stres. Każdy z nas reaguje inaczej na bodźce płynące ze środowiska. To, czy dane wydarzenie będzie dla nas stresem zależy wyłącznie od naszej oceny tego wydarzenia i sposobu, w jaki je odbieramy. Ta ocena jest tu właśnie najistotniejsza. Stres powstaje zatem „w naszej głowie”, w naszych myślach. Wyjaśnię krótko powyższe stwierdzenie.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację:  ulicą idzie kominiarz. Małe dziecko reaguje na jego widok płaczem i ucieczką,  natomiast inne  dziecko biegnie do niego radośnie, trzymając się za guzik. Dlaczego tak się dzieje?  Tak skrajnie różne są reakcje dzieci. Kominiarz jest ten sam.  W umyśle płaczącego dziecka (zapewne dlatego, że było straszone kominiarzem) spotkanie z nim ocenione zostało jako sytuacja niebezpieczna, zagrażająca, stąd reakcja: płacz i ucieczka. W ocenie drugiego dziecka spotkanie z kominiarzem nie było zagrożeniem, wręcz przeciwnie. Ocenione zostało jako przyjemne, przynoszące mu szczęście zdarzenie, stąd radość dziecka i jego spontaniczna reakcja. Na tym prostym przykładzie widać wyraźnie, jak istotne jest to, co myślimy o konkretnym wydarzeniu i w jaki sposób je oceniamy - od tej oceny  zależą  emocje, które przeżywamy  oraz nasze działanie. Od tego zależy czy będziemy przeżywać dobry czy  zły stres. 

A zatem radzę: zastanówmy się czasami czy warto oceniać sytuacje życiowe w kategoriach zagrożenia, krzywdy, rywalizacji czy współzawodnictwa! Nauczmy się realnie, prawidłowo, zgodnie z  hierarchią preferowanych  wartości, oceniać wydarzenia, które niesie nam codzienne życie. Nie straszmy się wzajemnie kominiarzem, a  przeżyjemy o jeden szkodliwy stres mniej.

Wśród osób, które chorują na chorobę niedokrwienną lub przebyły zawał serca,  znajdujemy  takie,  które większość  sytuacji oceniają jako zagrożenie lub wyzwanie dla siebie. Są to osoby o tzw. wzorze zachowania „A”. Cechuje je stałe dążenie do osiągania uznania otoczenia i awansów, wysokie ambicje dotyczące pracy zawodowej. Właśnie te  osoby  pracę zawodową stawiają najwyżej w  hierarchii wartości. Zdecydowane na osiągnięcie jak najwięcej w jak najkrótszym czasie stale rywalizują z innymi. Wysoka potrzeba osiągnięć, w myśl której wytyczają sobie ambitne cele, powiązana jest z tendencją do dominacji i tłumionej często agresji. Ich zachowaniu towarzyszy pośpiech. Z reguły wykonują kilka czynności równocześnie,  popędzają innych,  przejawiają ciągle zniecierpliwienie. Będąc pod stałą presją czasu,  nie wykorzystują urlopu, ponieważ nie potrafią odpoczywać. Osoby prezentujące wzorzec „A”, z podanych powyżej powodów, dwukrotnie częściej są pacjentami oddziałów kardiologicznych niż te,   które takiego zachowania nie przejawiają.

Co  zatem mamy robić, aby nie stać się pacjentem oddziału kardiologicznego?

· Nie demonizujmy  negatywnej roli, jaką stres odgrywa w naszym życiu. Nauczmy się radzić sobie z nim. Zmodyfikujmy  nasz styl życia tak, by znalazło się w nim jak najwięcej miejsca na pozytywne przeżycia i satysfakcję z każdego przeżytego dnia.
· Nauczmy się właściwie i realnie oceniać konkretne wydarzenia. Zastanówmy się nad najlepszymi rozwiązaniami nurtujących nas problemów, popatrzmy na nie z dystansu.    
· Ustalajmy, zgodnie z naszymi indywidualnymi możliwościami, plany i zadania na dzień czy tydzień. Nie odkładajmy wszystkiego na przysłowiową „ostatnią chwilę”.
· Ustalmy sobie ważną dla nas hierarchię problemów i podejmujmy działania zgodnie z nią.
· Wyeliminujmy z naszego życia na tyle ile to jest możliwe pośpiech i presję czasu.
· Zorganizujmy lepiej swój czas: dzień, tydzień, aby znalazło się zawsze miejsce na pracę, rozwój swoich zainteresowań, aktywny wypoczynek – najlepiej w gronie najbliższych.
· Odpoczywajmy aktywnie: chodźmy na spacery, gimnastykujmy się, pływajmy, jeźdźmy na rowerze, pracujmy w ogródku itp. Korzystajmy z najbardziej przez nas lubianych i dozwolonych form aktywności fizycznej. Każda z nich jest dobrą  formą  rozładowania stresu.
· Wszelka aktywność, jaką lubimy np.: słuchanie muzyki, czytanie, nauka języków, spotkania z przyjaciółmi itp. rozładowują skutecznie napięcie psychiczne.
· Bierność i nuda, życie  z dnia na dzień są największymi wrogami naszego serca.

Dawno minęły czasy kiedy rozpoznanie choroby wieńcowej  czy zawału serca traktowano wręcz  jak wyrok śmierci. Jednakże wiele osób z takim rozpoznaniem, pomimo zapewnień lekarza o korzystnych w ich przypadku rokowaniach na przyszłość, wycofuje się z aktywnego życia.

Profesor Aleksandrowicz powiedział kiedyś, że życie po zawale  nie kończy się, zmienia tylko swoją jakość z uwagi na pozytywne zmiany,  których możemy  w nim dokonać. Wiele osób w czasie hospitalizacji przeżywa bardzo silne negatywne emocje, które po opuszczeniu szpitala przyczyniają się, niezależnie od przebiegu choroby, do utrwalenia się poczucia niepewności i zagrożenia oraz pesymistycznego nastawienia wobec przyszłości. Z tego względu  ograniczają swoją aktywność życiową,  a przede wszystkim aktywność fizyczną. Przerywają wszelką aktywność zawodową, co w konsekwencji prowadzi do egzystencji inwalidzkiej.

W przypadku zawałów przebiegających bez powikłań, osoby, które przed zawałem wykonywały pracę nie wymagającą dużego wysiłku fizycznego lub pracę umysłową, mają realną możliwość  powrotu  na swoje stanowiska pracy, w tym również na stanowiska kierownicze,  nie narażając się na niebezpieczeństwo. Potraktujmy zatem chorobę niedokrwienną czy przebyty zawał serca jako sygnał ostrzegawczy, że coś należy zmienić, obejrzyjmy się wstecz i zacznijmy aktywnie modyfikować swój styl życia.


Barbara Moszyńska 2002-11-15
aktualizacja: 2006-05-21